Kiedy siedem lat temu miały być wystawione w Warszawie, pierwszy raz po wojnie, dwie sztuki Witkacego, zastanawiałem się, po trosze z obowiązków zawodowych, po trosze na własny użytek, nad tym, jak właściwie powinny być one teraz grane? Przyznaję, że obczytawszy się uprzednio solidnie własnych witkacowskich enuncjacji na ten temat, miałem niemały mętlik w głowie. Wszystko mi się w jego teorii teatru pomieszało. Z jednej strony namiętne inwektywy przeciwko wszelkiemu naturalizmowi, dążenie do maksymalnych uproszczeń, do "fantastyki", do spotęgowania środków wyrazu, do "piekielności" i "niesamowitości". Z drugiej strony tenże Witkacy babrał się w didaskaliach swoich sztuk we wszelkiego rodzaju szczegółach i szczególikach. W opisach kostiumów i charakteryzacji, w ogromnych opisach biograficznych i psychofizycznych swoich bohaterów. Żądał absolutnej swobody scenicznego działania, a jednocześnie obwarowywał swoje sztuki tak szczegółowymi przepis
Tytuł oryginalny
"Wścieklica" w Teatrze Narodowym
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 9