O Międzynarodowych Wrocławskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora pisze Hubert Michalak z Nowej Sily Krytycznej.
Międzynarodowemu festiwalowi wrocławskiemu brakuje eventu, wydarzenia na skalę - faktycznie - międzynarodową. Zapraszane są przedstawienia, które, wedle krótkich wstępów przed poszczególnymi pokazami, podobają się Wiesławowi Gerasowi, dyrektorowi przedsięwzięcia. Jeden punkt widzenia sprawia, że widz o innym smaku teatralnym, niż Geras, nie znajdzie w programie festiwalu niczego dla siebie. Egoistyczne myślenie o repertuarze przeglądu i niewielkie możliwości finansowe ograniczają festiwal. Brakuje w nim spektakli rzeczywiście głośnych i rozpoznawalnych w świecie (jak choćby, by przywołać najbardziej oczywisty przykład, "The Year of the Magical Thinking" w wykonaniu Vanessy Redgrave). Festiwal rozpoczęła Łarysa Kadrowa w przedstawieniu "Sarah Bernhardt". Unieruchomiona w fotelu, otoczona najpotrzebniejszymi przedmiotami, bohaterka Kadrowej przypomina nieco Winnie ze "Szczęśliwych dni". Mówienie, gadanie, wspominanie, recytacja - każda forma komun