"Kruk" w reż. Marka Wrony w Teatrze im. Witkiewicza w Zakopanem. Pisze Beata Zalot-Tomalik w Tygodniku Podhalańskim.
Marek Wrona, aktor Teatru Witkacego, po raz pierwszy w roli reżysera. I od razu z sukcesem. Bo jego "Kruk" zabiera w swoje światy (zaświaty?), smakuje, lekko niepokoi i jeszcze przenosi do magicznej Kasprowiczowej Harendy. Po śmierci Laury, Juana odwiedzają przyjaciele. Mimo że ich nie zapraszał, twierdzą, że przyszli po jego telefonie. On przekonany jest, że nie telefonował, że nikogo nie zapraszał. Są tak samo ubrani, wypowiadają te same słowa, słuchają tej samej muzyki. I nagle pojawia się Laura, mimo że od roku nie żyje. Mimo że dokładnie podczas tamtego spotkania, kiedy wszyscy byli już zamroczeni alkoholem, została zamordowana przez jakiegoś szaleńca w ogrodzie. Znajduje się zapalniczka, którą Inez zgubiła wczoraj, a rok wcześniej znalazła Laura. Dzieją się więc dziwne rzeczy. Czas się zapętla, przenikają się światy Rozum przegrywa z niewyjaśnionymi zjawiskami. Narasta niepokój. Nie wiadomo już, czy śmierć Laury była snem (zbiorowy