Wymieniało się go kiedyś jednym tchem z przedstawicielami awangardy paryskiej. Z Beckettem (Irlandczyk), Ionesco (Rumun), Adamovem (pochodzenia rosyjskiego), Genetem. Ghelderode istotnie dzięki Paryżowi trafił na sceny światowe, tam został odkryły i wylansowany (choć już przedtem grał jego sztuki flamandzki Teatr Popularny). Ale tak naprawdę to pokrewieństwo jego z pisarzami grupy nadsekwańskiej było bardzo iluzoryczne. Również sama "awangarda paryska" nie była nigdy zjawiskiem jednolitym. Widać to zwłaszcza dzisiaj, kiedy drogi rozwoju tych dramatopisarzy ostatecznie się rozeszły, i kiedy okazało się, że właściwie wszystko ich dzieli, nic prawie (poza pogardą dla mieszczańskiego teatru bulwarowego) nie łączy. Zresztą, Ionesco, który grany jest już wszędzie, nie tylko w warszawskim Teatrze Dramatycznym czy Teatrze Współczesnym, ale również w dostojnej Komedii Francuskiej, pożegnał się dosyć szybko z postawą buntownika. Wierny sobie i swoim o
Źródło:
Materiał nadesłany
"Współczesność" nr 15