- Moje realizacje dzisiaj nie są wizjami oszalałego artysty, ale artysty bardzo doświadczonego, który potrafi je nie tylko wymyślić, ale i przeprowadzić - rozmowa z MICHAŁEM ZNANIECKIM, reżyserem i dyrektorem Teatru Wielkiego w Poznaniu.
Katarzyna Kaczorowska: Wznowienie "Samsona i Dalili" w Operze Wrocławskiej - wprowadza Pan zmiany w spektaklu, który zobaczymy w ten weekend? Michał Znaniecki: Tak, bo od premiery wrocławskiej minęło trochę czasu i przybyło doświadczeń. Spektakl był później pokazywany w Trieście, Liege. Zrobiłem też zupełnie nową produkcję w Salonikach. To w naturalny sposób wzbogaca. Uwierzyłem, że pomimo iż jest to oratorium, chór można trochę ożywić, tym bardziej że ten wrocławski wie co i jak śpiewa, i można zaryzykować więcej działań. Czyli chór może też grać? - Dokładnie, choć część oratoryjna "Samsona" jest bardzo trudna. Balet ma też swoją wielką scenę bachanaliów. Ale istota tej opowieści pozostaje niezmienna? - Nadal centrum jest przede wszystkim drugi akt, intymny, o miłości niespełnionej, ale prawdziwej. Dalila nie udaje. Ma negatywną misję do spełnienia, ale przecież kocha. Nie jest taka zła? - Nie, może to jest zra