"Napój miłosny" w reż. Michała Znanieckiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Lesław Czapliński w Opcjach.
W Krakowie puszczają nad Wisłą wianki, we Wrocławiu nieco wcześniej, też nad wodą, ale - opery. W wystawionym w scenerii pergoli wokół stawu w Parku Szczytnickim "Napoju miłosnym" Gaetana Donizettiego do aury nocy świętojańskiej nawiązywały głównie kostiumy statystek, jakby błędnych rybaczek-wodnic z odblaskowymi lub świecącymi ozdobami we włosach. Z kolei położona na sztucznej wyspie wioska sprawiała wrażenie zamaskowanego poligonu (siatki zakrywające orkiestrę) zwieńczonego motywami pomniejszonych konstrukcji stalowych wypożyczonych z wystawionego przed rokiem w pobliskiej Hali Stulecia "Pierścienia Nibelunga". W tej wiosce-poligonie pojawiają się dzielni wojacy sierżanta Belcorego, wyglądający trochę zabawnie, gdy we współczesnym rynsztunku bojowym wykonują taneczne pas, wyginając się i kręcąc dłońmi i ramionami. Bardziej na miejscu byłby tutaj chyba balet wojskowych automatów, jednocześnie groźny i śmieszny. Belcore, czyli Dobrodu