Akcję najnowszego spektaklu niezależnej formacji teatralnej Scena Witkacego reżyser Sebastian Majewski umieścił w filli Wałbrzycha, gdzieś na Pacyfiku.
Pełny tytuł spektaklu sugeruje jego surrealistyczny charakter: "Rozporządzenie o powołaniu filii miasta Waldeburg/Wałbrzych na wschodnim Pacyfiku albo krócej: Wujek z Luandy". To rzecz o tym, jak Wałbrzych w 1989 roku zalewa powódź i w związku z tym miasto zostaje przeniesione na wschodni Pacyfik, gdzie funkcjonuje pod niemiecką nazwą Waldenburg. Oparta na utopijnym komunizmie dyktatura tytułowego wujka z Luandy jest jak najbardziej na rękę mieszkańcom państwa. Waldenburczycy czują się szczęśliwi, nie przeszkadza im fakt, że mają jedną gazetę, jedną telewizję, a nawet jednego motorniczego. Bohaterami spektaklu są artyści waldenburskiej grupy teatralnej, która przyjeżdża do Polski, by udzielić telewizyjnych wywiadów i zagrać spektakl w konwencji ich lokalnego teatru źródeł. - "Wujek z Luandy" mówi o wyniszczającym systemie totalitarnym, a także o polskim rozliczeniu z komunizmem. Ważną kwestią w spektaklu jest rasizm. Niczego nie piętnujemy