- Nigdy tego festiwalu nie robiłem dla urzędników. On ma swoją publiczność. Dominują na nim młodzi ludzie - mówi Wiesław Geras, dyrektor WROSTJA.
Krzysztof Kucharski: "Ogary poszły w las", ruszył festiwal, bój o nagrody. Poczuł Pan ulgą? Wiesław Gieras: Głębszy oddech wezmę, gdy pożegnam ostatnich gości. Wierzę, że na ten festiwal nikt nie przyjeżdża dla nagród, bo umówmy się, są one dość skromne. Teatr jednego aktora jest bardzo osobistą przygodą. Najważniejsza jest tu wrażliwość aktora, nie reżyser czy scenograf. Jeśli w aktorze coś się żarzy, to będzie chciał to z siebie zawsze wyrzucić. Robi Pan międzynarodowy festiwal proeuropejski Za granicą szanują Pana jak wynalazcę koła, a we Wrocławiu ten festiwal ledwo jest tolerowany. Robi go Pan społecznie Chce się Panu tak męczyć? - Nigdy tego festiwalu nie robiłem dla urzędników. On ma swoją publiczność. Dominują na nim młodzi ludzie. Układając program, próbuję zawsze coś im powiedzieć. W ubiegłym roku siedmiu wspaniałych aktorów interpretowało ten sam tekst "Kontrabasisty" [na zdjęciu: Igor Caras z Mołdawi