Rozpoczął się pierwszy i jedyny w kraju Festiwal Opery Współczesnej. To retrospektywa spektakli z ostatnich sezonów w Operze Wrocławskiej, która w tej dziedzinie nie ma w Polsce żadnej konkurencji.
Produkcja tzw. oper współczesnych - które z reguły sytuują się na estetycznych antypodach wobec ukochanych przez publiczność dzieł Mozarta, Donizettiego, Pucciniego czy Verdiego - to dla szefów oper na całym świecie kwestia ryzykowna: kto muzyki ostatnich dekad grać nie chce, naraża się na opinię kustosza, choćby i w najszacowniejszym muzeum. Kto zaś wyzwania się nie boi, od razu powinien liczyć straty, bo, która z nowych kompozycji zarobi tyle, co przeciętna nawet inscenizacja "Carmen"? Doktryna inżyniera Mamonia - lubimy te filmy, które znamy i te piosenki, które już słyszeliśmy - sprawdza się również w operze. Wszelako ryzykować trzeba. A Ewa Michnik, dyrektorka wrocławskiej sceny, której udało się zabezpieczyć przedpole uwielbianymi przez masową publiczność i krytyków plenerowymi przedstawieniami klasyki, może sobie pozwolić na eksperymenty. I - jako jedyna szefowa opery w Polsce - już kilka lat temu uznała, że nic tak nie umacnia prest