W "Romeo i Julii" Sergiusza Prokofiewa - najnowszej premierze Opery Wrocławskiej - nie będzie ani ckliwej, miłosnej opowieści, ani słynnego balkonu, ani nawet strojów z epoki.
Historia kochanków z Werony jest jednym z najczęściej wykorzystywanych w sztuce motywów literackich. Ale w "Romeo i Julii" Sergiusza Prokofiewa - najnowszej premierze Opery Wrocławskiej - nie będzie ani ckliwej, miłosnej opowieści, ani słynnego balkonu, ani nawet strojów z epoki. Mimo to Romeo wystąpi w rajtuzach. Podobnie zresztą jak Julia i reszta bohaterów, bo operowa premiera to balet. Choć nie do końca. - Mój spektakl ma wiele wspólnego z teatrem tańca, ale czerpie też z teatru dramatycznego - mówi choreograf Jerzy Makarowski, przez wiele lat dyrektor baletowy w operach m.in. w Dortmundzie i Hadze. Wybiórczo potraktowano również libretto, więcej czerpiąc z Szekspira niż z Prokofiewa - radziecki kompozytor lepiej sprawdził się w muzyce. Jego balet, niedoceniony w latach 30. XX wieku, dziś - wychwalany za minimalizm - uchodzi za arcydzieło gatunku. Tę prostotę chcą na scenie pokazać twórcy wrocławskiego spektaklu, skupiając się na tragicznym