Opera Wrocławska pękała w sobotni wieczór w szwach. Jak pszczoły do miodu przyciągnęła wielbicieli dobrej muzyki premiera "Borysa Godunowa" - zjawiskowego przedstawienia w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego (zasłużenie nagrodzone owacjami na stojąco, a publiczność trzy razy wymuszała podnoszenie kurtyny).
Goście przyjechali z całej Europy (zabrakło gwiazd z warszawskich salonów, ale cóż, ich strata). Panie paradowały w wytwornych kreacjach (głównie w długich, czarnych sukniach, zakrywających mocno dekolty, choć zdarzały się wyjątki). Niektóre panie ubrały się na sportowo, w trampeczki i bluzy z kapturem - może chciały się wczuć w rolę zakapturzonych mnichów występujących na scenie? Panowie - klasycznie: eleganckie garnitury i krawaty, choć zdarzały się dżinsy i koszulki polo. Wśród pań wyróżniała się, nie tylko pięknym, czerwonym strojem i czarnym kwiatem wpiętym w klapę marynarki, Wanda Ziembicka, wrocławska radna miejska i dziennikarka TVP, która namawiała znajomych do... zbierania plastikowych nakrętek od butelek. - Bo ja zbieram na wózek inwalidzki dla takiego pana z Wrocławia. Proszę więc nie wyrzucać nakrętek, mnie oddawać - tłumaczyła. "Borysem Godunowem" była zauroczona: - Piękne sceny, oglądało się je jak obrazy.