Połączyła Witkacego, Van Gogha, Newtona, Strindberga i Hegla. Jednych doprowadziła do depresji i samobójstwa, u innych wyzwoliła talenty. Od lat fascynuje specjalistów, którzy ochrzcili ją mianem choroby królewskiej.
Nie mniejsze zainteresowanie wzbudza wśród muzyków, plastyków czy reżyserów. Na Morbus bleueri, zwaną potocznie schizofrenią, choruje Klara, bohaterka "Matki czarnoskrzydłych snów", opery Hanny Kulenty, której polskie prawykonanie będzie można zobaczyć już jutro w Operze Wrocławskiej. Akcja "Matki czarnoskrzydłych snów" toczy się w świadomości głównej bohaterki. W roli Klary występuje aż pięć różnych postaci. - Utwór pokazuje, jak człowiek pod wpływem emocji może się rozwarstwić na kilka części, których nie kontroluje - mówi kierownik muzyczny przedsięwzięcia Wojciech Michniewski. - To perfekcyjna symbioza opery i teatru dramatycznego - mówi o przedstawieniu jej reżyserka i scenografka Ewelina Pietrowiak. Hanna Kulenty, artystka mieszkająca w Polsce i Holandii, jest wielokrotną laureatką warszawskich konkursów kompozytorskich. W 2003 r. uzyskała pierwszą lokatę na 50. Międzynarodowej Trybunie Kompozytorów UNESCO. Ma na koncie