Na rozpoczęcie II Festiwalu Opery Współczesnej przyjechały z Pragi opowieści o cudach dokonywanych przez Maryję. Opowieści mało chrześcijańskie i właśnie dlatego ciekawe.
Nie są to cuda, które zdarzyły się naprawdę, bo materiałem do stworzenia opery prócz Ewangelii były także podania starofrancuskie i niderlandzkie. Kompozytor Bohuslav Martinu połączył je z rodzimą morawską tradycją ludową i stworzył coś na kształt scenicznego misterium rodem ze średniowiecza. Dźwięki pojawiają się w nim inne, niż można byłoby się spodziewać po tamtej epoce uchodzącej za ascetyczną również muzycznie. Słychać, że Martinu inspiracji szukał w ubiegłym stuleciu, wplatając w kompozycję elementy niemieckiej awangardy, a nawet jazzu. Reżyser opery Jiri Herman zapowiadał, że "Legendy o Maryi" będą luźno związane z chrześcijaństwem. Na scenie pojawia się jednak Chrystus w zakrwawionych szatach czy archanioł Gabriel, a tych trudno nie skojarzyć z Kościołem, podobnie zresztą jak strzelistej scenografii i chóru, który zajmuje loże opery. Mimo to religijne historie nie przekształcają się w moralitet, a ich przekaz