Jerzy Grzegorzewski [na zdjęciu] legendą jest i basta. Przekonać się o tym mogli wszyscy zaproszeni w środę na uroczystość nadania jego imienia głównej scenie Teatru Polskiego. Były przemowy, flesze, eleganckie kreacje kobiet i uściski ugarniturowanych mężczyzn. Były wspomnienia i kwiaty.
Odsłonięto tablicę, w której na sześć zamieszczonych dat dwie raziły oczywistą niepoprawnością. Jednak klaskali wszyscy, zwłaszcza że Grzegorzewskiego otacza we Wrocławiu mit. Opowieści o tym, że miał wielkie zasługi dla Teatru Polskiego, środowisko powtarza jak mantrę. Dzięki uroczystości do Wrocławia z warszawskiego Teatru Narodowego importowane zostało widowisko "On. Drugi powrót Odysa" z prawdziwie gwiazdorską obsadą. Na scenie panował Jerzy Radziwiłowicz, wtórowali mu Jan Englert, Igor Przegrodzki, Wojciech Malajkat. Otaczały ich rekwizyty świadczące o rozkładzie, dekonstrukcji, upadku - czyli malownicze wraki samochodów, śmietniki, barwne dziwki. Radziwiłowicz mistrzowsko wyrzucał z siebie setki, tysiące słów. Urywane zdania niełączące się w logiczną całość jako żywo przypominały majaki alkoholika w delirium. Nic dziwnego, Grzegorzewski w ostatnich latach swego życia cierpiał na chorobę alkoholową i pokazany spektakl jest