To jedyny taki przegląd w Polsce i jedyna okazja, by w ciągu kilku dni zobaczyć nie tylko najodważniejsze spektakle operowe zrealizowane w ostatnim czasie we Wrocławiu, ale i świetne przedstawienia z Niemiec i Czech.
Produkcja oper współczesnych - które z reguły sytuują się na estetycznych antypodach wobec ukochanych przez publiczność dzieł Mozarta, Donizettiego, Pucciniego czy Verdiego - to dla szefów oper na całym świecie kwestia wielkiego ryzyka. Współczesnych premier jest bardzo niewiele, a sprzedaż biletów na więcej niż kilka spektakli (chyba że chodzi o pewniaki w rodzaju "Króla Rogera" w reż. Mariusza Trelińskiego) jest utrapieniem działów organizacji widowni. Opera Wrocławska jest jedynym teatrem operowym w Polsce, który konsekwentnie - co najmniej raz w roku - bierze na siebie to ryzyko, które, choć kosztowne, pozwala nie skostnieć w klasycznym repertuarze i nie rozmienić się na drobne w plenerowych superwidowiskach. Dwie wcześniejsze edycje organizowanego co dwa lata Festiwalu Opery Współczesnej były w zasadzie przeglądami tego, czym w temacie nowej muzyki mógł pochwalić się teatr kierowany przez Ewę Michnik. W tym roku formuła została rozszer