Władze województwa nie podjęły jeszcze decyzji o przyszłości dyrektora Opery Wrocławskiej. - Trzeba go odwołać - uważają radni sejmiku.
Decyzja o przyszłości Marcina Nałęcza-Niesiołowskiego, dyrektora Opery Wrocławskiej miała zapaść w poniedziałek. Tak się jednak nie stało, bo władze województwa potrzebują czasu na analizę dokumentów pokontrolnych. W ubiegłą środę "Wyborcza" jako pierwsza napisała o jej wynikach. Kontrolerzy marszałka stwierdzili, że dyrektor Opery Wrocławskiej wielokrotnie naruszył ustawę o finansach publicznych i dorabiał do pensji dzięki umowom, jakie podpisywał z zewnętrznymi podmiotami, którymi kierował jego podwładny z opery. Chodziło o Stowarzyszenie Muzyki Polskiej i agencję Ars Operae Pawła Orskiego zatrudnionego przy Świdnickiej na stanowisku casting managera. Potwierdzili też wcześniejsze ustalenia NIK: Marcin Nałęcz-Niesiołowski za dyrygowanie spektaklami w 2017 r. w Operze Wrocławskiej zarobił 439 200 zł. Było to możliwe, bo na wysokie honorarium 4 tys. zł za jeden spektakl, zgodę podpisywał ówczesny członek zarządu Tadeusz Sambor