Adaptacja powieści Johna Maxwella Coetzeego po raz pierwszy w sobotę 14 grudnia na scenie Wrocławskiego Teatru Współczesnego.
Adaptacja powieści „Czekając na barbarzyńców" to najnowsza produkcja Wrocławskiego Teatru Współczesnego. Coetzee opisał stwarzany przez władze wizerunek +wroga+; okazuje się, że ten mechanizm dotyczy każdego państwa, każdej formy sprawowania władzy - podkreśla reżyser spektaklu Marek Fiedor.
Premiera spektaklu „Czekając na barbarzyńców” odbędzie się w sobotę na Scenie na Strychu Wrocławskiego Teatru Współczesnego (WTW). To – jak podkreślają twórcy przedstawienia – pierwsza w Polsce adaptacja wydanej w 1980 r. powieści noblisty Johna Maxwella Coetzeego.
Reżyserii i przełożenia na język teatru prozy Coetzeego podjął się dyrektor WTW Marek Fiedor. Reżyser podkreślił, że dziś - „w czasach globalizacji, rewolucji informacyjnej i populizmu” – mechanizm polityczny opisany przez noblistę dotyczy każdego państwa i każdej formy sprawowania władzy. „Jego istotą jest medialna i informacyjna manipulacja, a mówiąc precyzyjniej – kreacja. Dziś każda władza, nie tylko totalitarna, stwarza wygodny dla siebie wizerunek +wroga+, aby uzasadnić konieczność własnego istnienia” – wskazał Fiedor.
Akcja powieści Coetzeego toczy się na peryferiach fikcyjnego Imperium, któremu grozi rzekomy najazd barbarzyńców. Główny bohater to Sędzia szykanowany przez wadzę za okazanie współczucia przedstawicielom represjonowanych plemion – barbarzyńców, który mają najechać Imperium.
„Wobec stosowanej na jego oczach i wobec niego samego przemocy, porzuca on naiwne (…) przekonania i wyznawane zasady. Zaczyna rozumieć, że wartości, którym służył – takie jak praworządność i sprawiedliwość – nie tworzą rzeczywistego, aksjologicznego fundamentu społecznego porządku” – mówił Fiedor o postaci sędziego.
W rolę Sędziego wcielił się Janusz Stolarski. „Pod wpływem doznanych cierpień i doświadczeń, Sędzia dowie się czegoś o społeczeństwie i o sobie. Zbuntuje się przeciwko samotności, wymuszaniu prawdy i stosowaniu przemocy w momencie, kiedy chcesz od kogoś uzyskać jakąś prawdę” – podkreślił aktor.
Fiedor zwrócił też uwagę ma proces uwalniania się głównego bohatera od iluzji na własny temat. „Po koszmarze, który sam przeżył i zarazem zgotował innym, w ostatnich słowach powieści przyznaje, że bez przerwy coś zagląda mu w twarz, a on wciąż tego nie rozumie. I ten egzystencjalny sceptycyzm wydaje się najbardziej wiarygodną pointą tej historii” – powiedział reżyser.