Wchodząc w rolę po części psychoanalityka, po części widza płytkiego show, słuchamy spowiedzi życia tytułowej bohaterki - o monodramie Karoliny Porcari "Luna" w reż. reż. Artura Urbańskiego prezentowanym na XVI Międzynarodowym Festiwalu Konfrontacje Teatralne w Lublinie pisze Katarzyna Krzywicka z Nowej Siły Krytycznej.
Kim jest Luna? To mała dziewczynka pędząca przez miasto na czerwonym skuterze, zakochana w chłopaku przyjaciółki, czy dojrzała, świadoma siebie i relacji z Bogiem zakonnica? Ostatecznie okaże się, że to ta sama osoba - w różnych planach czasowych. W monodramie Karoliny Porcari historia dziewczynki a la Lolita, z wyuzdaniem żującej gumę balonową i rozbierającej się przed mężczyznami, miesza się z losami maltretowanej zakonnicy, zmuszanej przez duchownego do kontaktów seksualnych. Wszystko za sprawą konwencji reality show - festynu zwierzeń, który możemy na scenie obserwować. Karolina Porcari funduje publiczności zabawne historyjki przeplatane bolesnymi, płaczliwymi wyznaniami. Lokuje emocje na skrajnych biegunach. Szarpie i przeskakuje z myśli w myśl, z odczucia w odczucie. Ale przewrotnie właśnie tym skupia uwagę. Wchodząc w rolę po części psychoanalityka, po części widza płytkiego show, słuchamy jej spowiedzi życia i staramy się łączyć