Nie wiem jeszcze, co zrobi Grzegorzewski, co inni, na razie wiem tylko jedno (po prapremierze polskiej u Brauna): że "Pułapkę" Różewicza lepiej się czyta niż ogląda. To znaczy - lektura więcej obiecuje. Teatr, konkretyzując rozmaite motywy i znaczenia tekstu, popada w trywialność. Różewicz kiedyś powiedział, że sam fakt realizacji jest dla niego sprawą drugorzędną, sprawą najważniejszą jest rozegranie dramatu "na papierze". Co będzie z tym robione w teatrze, a nawet kto będzie robił, nie jest sprawą istotną (por. Dialog nr 7/ 1969). Rysowałby się zatem, przy okazji "Pułapki", rozdźwięk między tekstem a teatrem, z korzyścią dla tego pierwszego. Oto sytuacja paradoksalna: twórca zadowala się samą tylko możliwością dramatu, słowami, których ucieleśnienie staje się problemem drugoplanowym, a odbiorca woli raczej poprzestać na lekturze niż obcować z przedstawieniem. To, co potencjalne, bardziej kusi, bo też dotyczy wyobraźni, cz
Tytuł oryginalny
Wpaść w Pułapkę
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 3