Słabsze zakończenie udanego sezonu: śmiertelnie zagrożony rozjechaniem przez "Metro" zespół Dramatycznego potrafił się zmobilizować, grał dobre spektakle i zdobywał publiczność (co prawda tylko na maleńką Salę Prób - ale zawsze). Z "Woyzeckiem" nie wyszło. Debiutujący Paweł Wodziński potrafił sprawnie ustawiać obrazy, nie dał sobie natomiast rady z tym, co pewnie u Buchnera najtrudniejsze: z posklejaniem dziwnych, porwanych, zagadkowych często monologów i dialogów we wspólny, przejmujący świat. Sceneria Grzegorza Małeckiego - pomalowane na czerwono pudło, we wnętrzu którego wszystko się dzieje - była tylko pomysłem raczej uschematyczniającym i ustateczniającym działania sceniczne. Rola tytułowa zdecydowanie przerosła możliwości młodziutkiego (jeszcze z PWST) Pawła Burczyka, z kolei inne role - Danuty Stenki, Michała Pawlickiego, Ryszardy Hanin, Jarosława Gajewskiego - były jakby osobno, nie spotykały się ze sobą. Szkoda,
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 26
Data:
27.06.1992