Miło przyznać się po latach do pomyłki. Agnieszkę Wosińską, aktorkę, która zaangażowała się do Dramatycznego na początku lat 90., uważałem przez wiele sezonów za pozbawioną talentu. Opisywałem ją długo w kategoriach wieszaka na coraz to nowe kostiumy, który przesuwali po scenie coraz to nowi reżyserzy. Mało kto dziś pamięta te tytuły: "Szaleństwo Jerzego III" z Markiem Walczewskim, "Magia grzechu" Calderona w reżyserii Tadeusza Słobodzianka, "Ptaszek zielonopióry" Piotra Cieplaka według Gozziego - w każdym z tych spektakli Wosińska obnosiła po scenie coraz odważniejsze kreacje: a to XVII-wieczną suknię, a to bieliznę z seks-shopu, a to fantazyjnie poskręcane rury kanalizacyjne. Zamiast współczuć Bogu ducha winnej artystce, która padła ofiarą chorej wyobraźni inscenizatorów, dworowałem sobie z niej, ile wlezie. Późniejsza kariera Wosińskiej również nie budziła specjalnego zainteresowania - aktorka zagrała co prawda w niezły
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza nr 116