- Zrobiłem cztery sztuki Pawła Demirskiego. Nie wiem, czy dobrze, bo najlepiej byłoby chyba siedzieć na próbach i tłumaczyć w miarę powstawania tekstu, ale to nie ten tryb pracy - mówi Artur Zapałowski, tłumacz z języka angielskiego, w rozmowie z Joanna Biernacką.
Rzadko zgadzasz się na przekłady pisemne. Funkcjonujesz głównie jako świetny tłumacz ustny... - Zbyt wiele konferencji i spotkań położyłem, by mieć tak wysoką opinię o sobie. Nigdy nie wiadomo, jak pójdzie - to zależy od tylu czynników... Podziwiam na przykład duchownych, którzy tłumaczą z boskiego na ludzkie bez zająknięcia i bez szukania słów. Co decyduje, że podejmujesz się tłumaczenia jakiegoś tekstu? - Kiedy zaczynałem tłumaczyć we wczesnych latach 90., nie umiałem odmawiać i brałem wszystko, co mi zlecano: opis ćwiczeń dla pisma kulturystycznego, jakieś bilanse roczne, fragmenty książek o zarządzaniu czy układaniu zwierząt domowych itp. Potrafiłem w jedną noc przełożyć 30-stronicowy projekt ustawy, ale wtedy każdy tak pracował. Potem znajomi pokończyli historię sztuki, znaleźli pracę w galeriach i zaczęli mi zlecać tłumaczenie katalogów wystaw na angielski. Pamiętam, jak zazdrościłem koledze, że robi tekst sprowad