Krakowski IPN znów odniósł sukces: zdemaskował Michała Ronikiera jako konfidenta SB donoszącego na piwnicę pod Baranami. Żałuję, że dowiedziałem się tego, co mi zaserwowano poniekąd bez mojej wiedzy i zgody. Muszę teraz zwalczać w sobie to nieprzyjemne zaskoczenie, żeby nie wygrało z przyjaźnią. Dlatego nienawidzę lustracji, bo niczego dobrego, wbrew nadziejom poszukiwaczy prawdy, nie niesie. Błoto, które SB z różnych powodów wciągała przyzwoitych ludzi, z opóźnionym zapłonem rozprzestrzenia się na wszystko, co w życiu zrobili dobrego. A ich przyjaciół wpędza w psychiczny dyskomfort. Jeśli cała prawda ma zabijać, wolę półprawdę, w której da się żyć - pisze Tadeusz Nyczek w liście do Gazety Wyborczej.
Krakowski IPN znów odniósł sukces: zdemaskował Michała Ronikiera jako konfidenta SB donoszącego na piwnicę pod Baranami. Przy okazji był on wypróbowanym przyjacielem tego kabaretu, jednym z jego mózgów i serc. I znakomitym tłumaczem sztuk, dzięki któremu niejeden teatr w Polsce mógł się pochwalić światowymi nowościami w repertuarze. I w ogóle fajnym facetem. Więc nie mówimy o zwykłym draniu czy cyniku. Cóż, może i donosił; trudno; żyliśmy w czasach, w których nawet żony donosiły na mężów. Czasem człowiek bywał zmuszony do wewnętrznego rozdwojenia, które komuś niepoddanemu presji nieznanych okoliczności (bo przecież nikt normalny nie biegał z własnej woli na policję!) wydaje się podwójnym łajdactwem. Byłbym więc ostrożny z łatwymi oskarżeniami. Skutek takiego ujawnienia nie jest wszak matematycznie prosty: oto znaliśmy kogoś jako przyzwoitego, teraz okazał się konfidentem, więc tylko dopełniliśmy obrazu całej prawd