- Moje pierwsze spotkanie z Herbertem odbyło się w czasie stanu wojennego, podczas strajku studentów w szkole teatralnej. Siedzieliśmy tam wówczas, spotykając się z wieloma wybitnymi postaciami. Na jedno z takich spotkań zaprosiliśmy Herberta. Po przeczytaniu kilku jego wierszy powiedział mi, że nieźle je rozumiem i interpretuję. Od tej pory nawiązaliśmy bliski kontakt - opowiada Zbigniew Zapasiewicz w Dzienniku Polskim.
Wielu teatromanom sprawi Pan radość, zapraszając ich na sobotni "Wieczór Herbertowski" do Krakowskiej Opery Kameralnej w ramach Festiwalu Muzyki i Poezji... - Niestety, nie pokażemy tego spektaklu w pełnym jego kształcie, gdyż Olga Sawicka, śpiewająca w nim piękne songi do muzyki Stasia Radwana i Janusza Strobla, wyjechała z teatrem do Kanady. Nie mogę jej zastąpić, bo, niestety, nie śpiewam. Będę więc jedynie z Włodkiem Nahornym, który zagra na fortepianie. Z twórczością Zbigniewa Herberta związany jest Pan od lat - kiedy zaczęła się Pańska poetycka przygoda? - Jako stosunkowo młody człowiek, bo 40-letni, czytałem jego utwory, jak wielu. Potem Stefan Szlachtycz zrobił widowisko poetyckie złożone z tekstów "Pana Cogito". Śpiewał w nim zespół Novi Singers, a ja mówiłem wiersze Zbyszka. Później były kolejne koncerty, aż wreszcie zrobiłem w Teatrze Powszechnym u dyrektora Zygmunta Hübnera pierwsze moje herbertowskie przedstawienie - "