Dwa. Potem trzy, osiem, stoi potem dziesięć tysięcy krzeseł. Scena pęcznieje krzesłami giętymi, bujanymi leżankami, szezlongami, stołkami, klubami, składakami, ławkami ogrodowymi, fotelami dentystycznymi, ludwikami wszystkich osiemnastu numerów, tronami Napoleona i Iwana Groźnego, boulle'ami, chippendale'ami, biedermaierami... drzwi same pękają pod parciem konfesjonałów, z trzaskiem lecą leżaki, hamaki, zydle... z góry, na linach splecionych z anielskich włosów spływają stalle kanoniczne, zapadnie wypluwając z dołu kółkowe przyrządy dla paralityków, wózki dla beznogich, sedesy damskie, męskie i niemowlęce, cała scena, od rampy po sznurownię pełna, za taśmy leci marsz żołnierzy z "Fausta", specjalna krata broni widzów przed lawiną krzeseł, inwazją krzeseł, potopem miękkich i twardych miejsc na nasze tyłki, tyłki przodków i nienarodzonych prawnuków, specjalna maszyneria urywa spod naszych zadków, numerowane krzesła teatralne, na
Tytuł oryginalny
Wolałbym więcej krzeseł
Źródło:
Materiał nadesłany