Ja, jako "człowiek teatru", który nie podpisał manifestu, czuję jednak, że moi koledzy i koleżanki, autorzy i zwolennicy owego listu mają do mnie i do mnie podobnych żal, że nie stanęliśmy na wysokości zadania i solidarność się nie dokonała. Przyznać więc muszę, ze gorzej czułabym się, podpisując się pod słowami, z których częścią się nie zgadzam, a części w ogóle nie rozumiem - pisze Magda Raczek w Teatraliach.
Tegoroczne Warszawskie Spotkania Teatralne upływają pod znakiem protestu/manifestu "Teatr nie jest produktem / widz nie jest klientem". Z jednej strony to świetny moment, by wyrazić swoje niezadowolenie, wszak festiwal sprzyja spotkaniom, rozmowom, skupieniu w jednym czasie i miejscu sporej części środowiska, można więc wykorzystać tę sytuację. Z drugiej jednak - festiwal już nie jest po prostu festiwalem, staje się bowiem areną polityczną, na której inaczej rozkładają się akcenty: dyskusje skupiają się nie na wartości obejrzanych spektakli, ale na ilości podpisów oraz liście nazwisk sygnatariuszy pod wspomnianym listem. Kto jeszcze nie podpisał, kto podpisał i dlaczego tak/nie. Szkoda dla festiwalu, szkoda dla tych dzieł i ich twórców. Szkoda dla widzów, którzy z dużą dozą dezorientacji przyjmują kolejne odczyty po kolejnych spektaklach. Największa szkoda jednak samej inicjatywy. Po raz kolejny bowiem "próba" mówienia jednym głosem okazuje s