"Makbet" w reż. Tomasza Koniny w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.
Las Birnamski nie przyjdzie, nie harcują wiedźmy z czarnej bajki, nie leje się krew, a jest przytłaczająco i przejmująco. Gdyby Verdi mógł zobaczyć i usłyszeć swojego "Makbeta", operę już w konstrukcji tak inną od innych, uścisnąłby dłoń reżyserowi Tomaszowi Koninie i szefowi muzycznemu Tadeuszowi Kozłowskiemu. Byłby zachwycony wykonawcami. Listę zastrzeżeń - i to sporą - też by zgłosił. Szekspirowskie dzieło o żądzy władzy, nakręcającej się spirali okrucieństw i bezwzględności w dążeniu do niej, rozgrywa się w naszej rzeczywistości. Inscenizacja naładowana, a wręcz przeładowana jest symbolami, tropami, którymi można iść interpretując akcję. "Wiedźmy" wiedzące wszystko o losie wodza, są też przerażonymi matkami i żonami wojennych ofiar. Rzadko wykorzystywana muzyka baletowa do "Makbeta", dopełniona psychodelicznym światłem, stała się tłem przejmującej kroniki ludzkiego losu. Widowisko jest nade wszystko obrazem schizofre