- Wymyślona przeze mnie i realizowana wraz ze stałym zespołem realizatorów koncepcja musicalu, który jest pomiędzy Broadwayem a operą i operetką, powoli zużywa się. Pewnie będę realizować jeszcze musicale, ale czuję, a właściwie czujemy wszyscy w zespole, że zbliża się czas odrzucenia. To, co kiedyś było nowe, świeże, nęcące, już takim być przestaje - mówi reżyser Wojciech Kościelniak.
Rozmowa z reżyserem najnowszej produkcji Teatru Wybrzeże pt. "Czyż nie dobija się koni?". Piotr Wyszomirski: Co słychać na "trzeciej drodze"? Wojciech Kościelniak: Zmiany, zmiany, zmiany (uśmiech). Wymyślona przeze mnie i realizowana wraz ze stałym zespołem realizatorów koncepcja musicalu, który jest pomiędzy Broadwayem a operą i operetką, powoli zużywa się. Pewnie będę realizować jeszcze musicale, ale czuję, a właściwie czujemy wszyscy w zespole, że zbliża się czas odrzucenia. To, co kiedyś było nowe, świeże, nęcące, już takim być przestaje. Żeby się rozwijać, powinienem to odrzucić, choćby dla samego odrzucenia i artystycznych konsekwencji takiej zmiany. Stąd wysyp propozycji z teatru dramatycznego? - One przyszły wcześniej, niezależnie od procesu, jaki się we mnie dokonuje. Ale przyszły w bardzo dobrym momencie (uśmiech). Teatr dramatyczny to inny język, inna narracja, inny świat. Dla mnie - nowy. Muzyka i tempo narracji m