Język, którym posługujemy się w środowisku teatralnym, jest w dużym stopniu nieaktualny. Nie umiejąc go zmienić, stajemy się bezradni w rozmowach i starciach o sprawy naprawdę ważne - w cotygodniowym felietonie dla e-teatru pisze Paweł Wodziński.
Mniej więcej dziesięć lat temu został stworzony język opisujący aktualne wówczas podziały w teatrze. Żeby przedstawić autentyczny w tamtym czasie konflikt powstała wyrazista opozycja: z jednej strony hierarchiczne, odwołujące się do inteligenckiej tradycji , ulokowane w dużych miastach instytucje, kierowane przez artystów starszego pokolenia, z drugiej strony młode pokolenie twórców, wprowadzające do teatru nowe tematy i środki wyrazu, ludzie tworzący od zera nowe instytucje, pracujący chętnie w mniejszych miejscowościach, dobijający się bezskutecznie o akceptacje, pieniądze, siedziby i publiczne wsparcie. Język ten (będący wynikiem zderzenia języka konserwatywnego z liberalnym) okazał się na tyle mocny, że przetrwał w teatrze do dziś. W dalszym ciągu odwołujemy się do antagonizmów z początku dekady. Często zdarza mi się czytać wypowiedzi o młodym teatrze, który nie szanuje inteligenckiej tradycji lub o establishmencie, który zabetonowa�