"Dwanaście stacji" w reż. Evy Rysovej w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Anna Arno w Zeszytach Literackich.
Wyobraźmy sobie babcię, która na piątkowy obiad lepi sto pierogów, a wnuczkowi wtyka do plecaka obfitą wałówkę i parę groszy. W kuchni ma białe szafki, święty obrazek i włączone na cały regulator Radio Maryja. Choć rzadko o tym mówi, pewnie niemało przeżyła - pożar, wywózkę, przesiedlenie, kolejne utraty. Każdy był kiedyś w takiej kuchni, której gospodyni "od razu też biegła do szafek i lodówki, wyciągnąć jedzenie, tak, jak to było w tutejszym zwyczaju, aby takiego, co wraca z podróży - choćby to miała być podróż do sklepu - zaraz napoić i dobrze nakarmić z powodu utraty sił witalnych. Więc najpierw był kompot, potem jogurt, zupa, dwa pączki, ziemniaki z parówką, herbata, kanapka z żółtym serem, kiszony ogórek i ciasto, podane na przemian i wszystko naraz, od czego wędrowiec oszołomiony szybko stracił mowę". Niejeden krzyknie: to moja babcia. Albo też: moja sąsiadka, ciocia, pani M. "Dwanaście stacji" Tomasza Różyckiego op