Parę lat temu w stołecznych kręgach osób zainteresowanych sztuką - a zwłaszcza tych młodych, pragnących być "trendy" - nierzadko można było spotkać się z pytaniem: "Słuchaj, czy byłeś już na Arkadiusie? Koniecznie musisz to zobaczyć!" - piszą Teresa Grabowska i Józef Kański w Trybunie.
Wyjaśnijmy: Arkadius, to bardzo wzięty jeszcze do niedawna projektant ekskluzywnej mody, któremu Warszawski Teatr Wielki zechciał powierzyć stworzenie kostiumów do przedstawienia opery "Don Giovanni" [na zdjęciu]. Stroje rzeczywiście okazały się wspaniale, fascynując fantazyjną oryginalnością; zdominowały też gruntownie cały spektakl (w tym również postacie, które się pod nim kryły), a na muzykę opery stworzoną przez niejakiego Mozarta mało kto już zwracał uwagę. Chodziło się "na Arkadiusa", co niektórzy uznali zresztą za pierwszorzędny chwyt marketingowy. Był to jednak przypadek szczególny, ponieważ chodziło o projektanta kostiumów. Nagminnym natomiast zjawiskiem stała się w teatrach operowych, ostatnimi czasy, wszechwładza reżyserów narzucających spektaklom swoją wizję, częstokroć nie mającą wiele wspólnego z treścią i charakterem wystawionego dzieła, a jeszcze mniej - ze stylem i klimatem jego muzyki. Minęła bowiem, niestety, e