W Wilnie Mariusz Treliński zrobił spektakl o mediach i tajemnicach współczesnej władzy. Powstało widowisko mocne, wręcz drapieżne, ale z błędami, jakie popełnia wielu reżyserów próbujących uaktualnić klasyczną operę - po premierze "Borysa Godunowa" w Litewskim Narodowym Teatrze Opery i Baletu pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Dzieło Modesta Musorgskiego wręcz kusi, by zmienić je w obraz dzisiejszego świata. Bo choć "Borys Godunow" opowiada o faktach z początku XVII w., my też mamy polityków brutalnie rozprawiających się z przeciwnikami. Lub dyktatorów sięgających po władzę przy aplauzie tłumów, a potem przez te same masy strącanych z piedestału. W Rosji, czyli wszędzie Musorgski opowiadał o tym, zgłębiając tajniki duszy własnego narodu. Tymczasem Mariusz Treliński konsekwentnie odchodzi od pokazania na scenie Rosji, akcję moglibyśmy umieścić w różnych krajach. Nie unika brutalności, którą serwują nam telewizyjne newsy. Przedstawia też to, o czym opera Musorgskiego jedynie opowiada: zamordowanie prawowitego następcy tronu, małego Dymitra. W chwilę potem Borys Godunow oddaje mu hołd, modląc się na miejscu zbrodni w asyście telewizji. A wzruszony lud domaga się, by przejął władzę. Pierwsze - świetnie poprowadzone - sceny zapowiadają pasjonujące widow