Dwanaście lat temu Jerzy Goliński wystawił Burzę w Opolu, wraz z Tadeuszem Nyczkiem, Jackiem Ukleją i Markiem Wilczyńskim. Na afiszu nie rozdzielano ich kompetencji, podano tylko, na jakich etatach zatrudnieni są w teatrze. W przedpremierowych notach Ukleja opowiadał o tym, jak odtwarzano do przedstawienia XVI-wieczny toledański rapier z inskrypcją na głowni, a Wilczyński - jak mozolnie budował i uczył się obsługiwać czuryngę, eskimoski instrument muzyczny. Kreacja zbiorowa, redutowa akuratność detalu, etnologiczne praźródła; do tego gardzący literacką wiernością przekład - parafraza Golińskiego, który w czarnym swetrze grał samego siebie - Prospera. Stężona aura awangardy lat siedemdziesiątych bije z dokumentów tego przedstawienia. Goliński powrócił teraz do niego w świeżo przez siebie objętym Teatrze im. Słowackiego; śpiesznie restaurowanym na uroczystość wiosennej sesji KBWE, z zespołem, który zdewastowali poprzedni zarządcy. Przedstaw
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr, nr 2