"JAK MOŻNA?!", "to profanacja!" - te i podobne uwagi dominują po ostatniej premierze stołecznego Teatru Dramatycznego, piosenkach Jacka Kaczmarskiego. Wypowiadają je zapewne ludzie znający artystę, głównie "z podziemia" dla których oficjalny pokaz, odarty z mitu i pomysłu, stracił wszelki sens... Przyzwyczajeni do kilku obiegów ani się obejrzeliśmy, jak okazało się, że raptem wszystkie zbiegły się w jeden. Co prawda na razie zmącony swym ogromem, trudny do objęcia, scharakteryzowania. Znowu obowiązuje moda na wszystko, co nie było modne jeszcze przed kilkoma miesiącami. Stanowi swoiste zadośćuczynienie wobec tych, o których pisać się nie dało lub nie chciało. Nareszcie ożywają trendy sankcjonujące "nibyistnienie" wielu znakomitych artystów. Wśród nich Jacka Kaczmarskiego, który, staje się nie tylko faktem artystycznym, lecz faktem obecności. Niedostatecznie - odczuwanej przez lata, mimo nagrań wędrujących z rąk - do rąk, emanuj
Źródło:
Materiał nadesłany
Kierunki nr 51