Od pewnego czasu coraz większa liczba pisarzy, twórców sztuk wizualnych, a także ludzi teatru i filmu przechodzi na stronę sztuki zaangażowanej, czemu towarzyszy komplementarny proces ze strony osób działających społecznie lub politycznie, którzy zaczynają doceniać znaczenie sztuki dla spraw publicznych. Symbolicznym wobec tego akcentem jest fakt, że na datę premiery "Szewców u bram" wybraliśmy rocznicę pierwszego w XX wieku wybicia się Polski na wolność - Sławomir Sierakowski ropoczyna w Dzienniku dyskusję o TR WARSZAWA
Zanim opowiem o mojej przygodzie z "Szewcami" Witkacego - znanym dramatem i szkolną lekturą, kilka uwag natury ogólnej. Z pisaniem o lekturach jest ten znany wszystkim kłopot, że napisano o nich tak wiele, że wręcz niektóre z recenzji same trafiają na listy lektur na wyższych poziomach edukacji. Zarazem awans czyniący z książki lekturę czyni ją strasznie monumentalną i ściąga czytającego na kolana. Opornym w zginaniu stawów pomogą nauczyciele. Uczynienie z książki lektury unieruchamia ją, a włączając w obieg szkolny, wyłącza ze wszystkich innych. Artyści właściwie powinni być przeciwnikami ulekturawiania swoich prac, przynajmniej ci, którzy źle czują się na pomniku. Niestety zazwyczaj od dawna w ramach protestu mogą się jedynie co najwyżej przewrócić w grobie. Szczęściem świat kultury (przeciwnie niż świat pieniądza) zdąża raczej do odbierania przywilejów autorom i profanacji takich niedawnych świętości jak granice tekstu, jego w