"Pożegnanie jesieni" w reż. Piotra Siekluckiego we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Pisze Jacek Wakar w Przekroju.
"Pożegnanie jesieni" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym poświęca wszystko na rzecz dobrej zabawy. Książkę mam na półce, liczy ponad 400 stron. Można tę cegłę czytać jako powieść metafizyczną, rzecz o końcu starego świata i lęku przed rewolucją, wreszcie jako miłosną tragikomedię pełną ironicznych cytatów z klasycznych romansów początku ubiegłego stulecia. Można też próbować przekładać ją na język hipnotycznie działających obrazów. Zadanie trudne, ale wykonalne, co udowodnił w świetnej filmowej adaptacji Mariusz Treliński. Filmowcy z arsenałem kina mają z Witkacym łatwiej. W teatrze wielu rzeczy pokazać się nie da. Jak oddać na scenie narkotyczne wizje, nie popadając w śmieszność? Niewielu się to udało. Dlatego lepiej może poskromić ambicje, czytać Witkacego "po fabule", nie bawić się w niuanse. Tak czyni Piotr Sieklucki w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Spektakl niespełna dwugodzinny, akcja gna niczym Messi do b