Kiedy wchodzimy na widownię Teatru Studio scena jest już "przygotowana''. Centralne miejsce w jej głębi zajmuje żywy obraz dobrze znanego nam Witkacowego "autoportretu wielokrotnego w lustrach" (pięciu jednakowo ubranych w wojskowe szynele mężczyzn siedzi nieruchomo wokół stołu). Zaś z prawej strony, bliżej proscenium, na górskiej skale wypoczywa dwoje ludzi: kobieta i mężczyzna. W tle natomiast, na tylnej ścianie, przez duży czworokątny otwór w rodzaju okna widać brzozowy las. Całość oświetlona subtelnie tworzy ładny malarski obrazek. Po chwili figurki tego obrazka ożyją i rozpocznie się przedstawienie: "Tak zwana ludzkość w obłędzie" według Stanisława Ignacego Witkiewicza. Najnowsze przedstawienie Jerzego Grzegorzewskiego wyraźnie oscylujące w kierunku biograficznego portretu Witkacego opartego na twórczości i faktach z życia artysty - niestety, rozczarowuje. I to bardzo. Rzecz jest po prostu kompilacją cytatów pochodzących z kilkunastu ut
Tytuł oryginalny
Witkacy w obłędzie
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 72