Z Witkacym znowu kłopoty. Wszystkiemu winna premiera nieczęsto grywanej sztuki "Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułka" (z 1922 roku) w warszawskim Teatrze Powszechnym w reżyserii Łukasza Kosa. W "Rzeczpospolitej" uznano ją za nieudaną i zanim siadłem do komputera zafrasowany porażką Witkacego, Jacek Cieślak zwołał naradę na temat trudny i potrzebny: jak grać Witkacego? Czy jest on aby wciąż aktualny? Każdy chciałby to wiedzieć! Ale klucz do sprawy wciąż leży na jakimś dnie, rzucony w morze jak klucz do serc w znanej formule wpisywanej przed laty do pamiętniczków pensjonarek. A jeżeli klucza w ogóle nie ma? Uczestnicy narady, których głosy opublikował strapiony krytyk, podzielili się w sposób charakterystyczny: ludzie teatru po jednej stronie barykady, znakomita reprezentantka mojego zawodu, profesor Anna Kuligowska-Korzeniewska, po drugiej. Na szczęście ludzie teatru (Mikołaj Grabowski i Jan Klata) mieli zgodne, pozytywne zdanie o Witkacym
Tytuł oryginalny
Witkacy, "Nadobnisie..." oraz wynikające stąd nieporozumienia
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 1