"Masara" Mariusa Ivaškevičiusa w reż. Mojsiejewa w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Mariusz Cieślik w Rzeczpospolitej.
"Masara" to szczególnie oczekiwane wydarzenie sezonu. I choć niepozbawiona jest wad, pokazuje, że zespół Starego ma duży potencjał. Do pokoju, w którym rodzina je obiad, wpada lotniczy fotel z martwą kobietą. Tak w pierwszej scenie "Masary" normalne życie zderza się z koszmarem wojny. Tej, która rozgrywa się raptem kilkaset kilometrów od polskiej granicy, w ukraińskim Donbasie. Tak zaczyna się opowieść litewskiego dramaturga Mariusa Ivaskieviciusa, która stopniowo od realistycznego przedstawiania wydarzeń w stylu zestrzelenia przez Rosjan malezyjskiego samolotu przechodzi w opowieść o naturze zła. Akcja zaczyna się na Ukrainie, przenosi się do Holandii, skąd pochodziła znaczna część pasażerów zestrzelonego samolotu. Na koniec lądujemy w piekle, co autor wyjaśnia w didaskaliach. Zresztą to, co dzieje się na scenie, nie pozostawia wątpliwości. Początek spektaklu sprawia wrażenie, jakby aktorzy markowali granie, co chyba jest zgodne z intencjami