Prawdę powiedziawszy mocno się na tej premierze poirytowałem. Uspokoił mnie dopiero kogut, a właściwie tyleż kogut, co jego w dwóch trzecich wypierzony i przypieczony na wolnym ogniu zewłok - obraz kompletnej martwoty. Pod nim, w prawym dolnym rogu, widnieje nazwisko autora i tytuł powieści, według której popełniono w Teatrze Słowackiego spektakl - S. I. Witkiewicz, "Pożegnanie jesieni". Kogut i napisy tworzą okładkę programu, a zarazem model trzech rzeczy jednocześnie - sennych koszmarów, tautologii oraz, jako konsekwencji dwóch pierwszych, godnej szacunku autorefleksji twórców. Skoro tyle wiedzą - po cóż mam się unosić? Diabeł nieporozumienia ukrywa się podobno w drobnostkach. W swoim "Pożegnaniu jesieni" Mikołaj Grabowski zdołał złamać tę zasadę. Owego diabełka można znaleźć u niego wszędzie - w ogóle, w szczególe oraz pomiędzy. Jeden z bohaterów "Upadków Bunga..." powiada, że "od genialności do trywialności il n'y a qu'un pas. Je
Tytuł oryginalny
Witajcie dyrdymały!
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 24