"Pokój, który dotychczas jeszcze nosi nazwę dziecinnego. Jedne drzwi prowadzą do pokoju Ani. Świt, niebawem wzejdzie słońce. Już maj, wiśnie kwitną, ale w sadzie jest chłodno: szron. Okna w pokoju są zamknięte."
Tak wyobrażał sobie Antoni Czechow scenerię do I aktu komedii "Wiśniowy sad". W Teatrze Powszechnym, po podniesieniu kurtyny widzimy chatkę "Baby Jagi" z której sterczą gałęzie kwitnących drzew, możemy się domyślić, że to wiśnie. Chatka jak z niedobrego snu, trochę straszy. Za chwilę na scenę wejdzie Lubow Andriejewna Raniewska, bohaterka komedii sentymentalnej. Za chwilę będziemy świadkami wielkiego melodramatu. Cytując opis miejsca akcji do sztuki wielkiego dramaturga rosyjskiego, nie czynię prof. Wiktorowi Zinowi zarzutu za odstępstwa od życzeń autora "Wiśniowego sadu", chociaż Czechow, jak rzadko który pisarz, doskonale "czuł" scenę, znał się na teatrze i na rzemiośle aktorskim. Chodzi mi po prostu o to, że metaforyka profesora jest zwietrzała i nie stwarza klimatu, atmosfery koniecznej dla sztuk Czechowa. Sądzę też, że dekoracje i kostiumy Zina nie pomogły ani reżyserowi Ryszardowi Sobolewskiemu, ani aktorom. Drugi akt "Wiśniowe