EN

22.11.2021, 10:27 Wersja do druku

Wiśniowego sadu już nie ma…

"Wiśniowy sad" Antoniego Czechowa w reż. Krystyny Jandy w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Kama Pawlicka w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Krzysztof Bieliński

Ostatni dramat Antoniego Czechowa, napisany w 1903 roku, jest zapowiedzią apokalipsy, wyparcia nowego przez stare. Zakończenia epoki, w której podział na klasy był podstawą  struktury hierarchicznej w społeczeństwie, stanowił o wykształceniu i dobrobycie. Wystawiony w 2021 nic się nie zestarzał, porusza bowiem wciąż aktualne tematy przemian, których nikt nie oczekiwał, wszyscy się ich bali, a one jednak nadeszły. Przemijanie, tęsknota, strata to najważniejsze wątki tego dzieła.

Krystyna Janda reżyserując „Wiśniowy sad” w Teatrze Polskim podjęła się niełatwego zadania. Mogła przecież pójść tropem dekonstruktywistów, którzy starają się każdy klasyczny utwór poddać obróbce lub przeróbce tak, by powstało dzieło na wskroś współczesne w formie i stylistyce. Wybrała jednak tradycyjne narzędzia: piękne kostiumy z epoki i bogatą w detale dekoracje. Janda skupiła się na emocjach protagonistów, na pokazaniu, że ludzie z czasów Czechowa właściwie się od nas nie różnią: odczuwają takie same emocje, zakochują się tak jak my i tak jak my marzą.

Dworek, w którym dzieje się dramat, jest azylem dla zubożałej ziemiańskiej rodziny. Jego głównym atutem jest wartość sentymentalna i okalający go wiśniowy sad, o którym nawet pisano w lokalnej prasie. Stare drzewa pamiętają przodków obecnych właścicieli, użyczały cienia niejednemu pokoleniu. Majątek jest zadłużony, zarządzający nim nie mają głowy do interesów, liczą na sprzyjające im okoliczności, pożyczkę, wciąż nie orientując się lub nie chcąc się orientować w grozie zaistniałej sytuacji. Są przyzwyczajeni do starego porządku, w którym nie było miejsca na pracę, na jakikolwiek wysiłek. Wiśniowemu sadowi grozi zatem zagłada; jeśli nie zdarzy się cud, zostanie wraz z domem wylicytowany, potem zrównany z ziemią i rozparcelowany na działki.

Niefrasobliwość i niemoc dotychczasowych rezydentów doprowadzają do katastrofy. Dwór z sadem trafia w ręce Łopachina, chłopa pańszczyźnianego, którego jeszcze całkiem niedawno przyjmowano w progu, najwyżej w kuchni, jako przedstawiciela niższej klasy społecznej. Jednocześnie człowieka, który ciężko zapracował na swój obecny status, nie stronił od ciężkiej pracy, umiał, w przeciwieństwie do przedstawicieli ziemiaństwa, pomnażać swój majątek. Teraz, zgodnie z powiedzeniem „z chłopa król”, paraduje po pokojach jako nowy właściciel, który może z majątkiem zrobić to, co mu się żywnie podoba.

Szymon Kuśmider jest w roli Łopachina znakomity. Rubaszny, sypiący dowcipem, podlizując się domownikom próbuje zaskarbić sobie  ich względy. Jest prostacki i nie pasuje do dotychczasowych mieszkańców dworku ani jego wystroju. Obcy, traktowany pobłażliwie, z przymrużeniem oka, bierze jednak  los w swoje ręce i wygrywa. Rzuca w twarz bezwolnej Raniewskiej i jej bratu Gajewowi swoje zwycięstwo tak, jakby chciał dać do zrozumienia, że nie liczy się pochodzenie, ale fortuna.

„Wiśniowy sad” w Polskim właściwie nie ma nietrafionych ról. Zarówno Grażyna Barszczewska w roli Raniewskiej, Anna Cieślak jako Duniasza, Dorota Landowska jako Waria czy Joanna Trzepiecińska jako Szarlota  kreują na scenie czechowowskie postaci z krwi i kości. Bardzo współczesne, bo tak samo  jak i my nieszczęśliwie zakochane, podejmujące niewłaściwie wybory, podążające utartymi ścieżkami, nie potrafiące dostrzec, że nowe już stoi za naszym progiem.

Wiśniowego sadu już nie ma, ale pozostaje pamięć, dzięki której to, co  było pięknie i ważne nie zniknie do końca.

Tytuł oryginalny

Wiśniowego sadu już nie ma…

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Kama Pawlicka

Data publikacji oryginału:

21.11.2021