- Ile można mieć naprawdę wartych do obwieszczenia światu rzeczy? Podejrzewam, że trzy - cztery myśli przez całe życie, a reszta to gadanina, która mnie w jakiś bolesny sposób fascynuje - z Weroniką Murek rozmawiają Justyna Jaworska i Piotr Olkusz w miesięczniku "Dialog".
JAWORSKA: Skąd się wzięła historia oddania upośledzonego dziecka za radio? MUREK: Przez jakiś czas byłam wolontariuszką w szpitalu dla osób chorych psychicznie. Usłyszałam tam o Zofiówce w Otwocku pod Warszawą. To był zakład dla chorych nerwowo Żydów. Jedyny ślad, na który natrafiłam, prowadził do matki Tuwima, która tam została osadzona. Pomyślałam, że warto byłoby coś o tym napisać, więc poszłam do Żydowskiego Instytutu Historycznego, ale okazało się, że poza zupełnymi szczątkami z archiwum Ringelbluma i kartkami na żywność nie ma tam o Zofiówce kompletnie nic. Trafiłam jednak na książkę o Akcji T4, czyli planowej eksterminacji osób chorych psychicznie w Trzeciej Rzeszy. JAWORSKA: Początek lat czterdziestych, o tym jest też "Szpital Przemienienia" Lema. Zaczęto od Niemiec, potem zabrano się do Generalnej Guberni, dosyć metodycznie. MUREK: Właśnie, chodziło o metodyczne czyszczenie rasy. Książka koncentrowała się na indywidua