- Caribaldi, którego gram, jest dyrektorem cyrku i treserem koni, ale jego marzeniem jest wielka sztuka - dąży do perfekcyjnego wykonania słynnego kwintetu smyczkowego Franciszka Schuberta "Pstrąg" - mówi Krzysztof Globisz o przedstawieniu "Siła przyzwyczjenia w Teatrze STU w Krakowie.
Gra Pan na wiolonczeli? - Stała się moim ulubionym instrumentem, ma skalę od skrzypiec do kontrabasu. Jestem jej absolutnym fanem, a zawdzięczam to mojej nauczycielce wiolonczeli, Dorocie Imiełowskiej. Kiedyś z Dorotą i jej synem Łukaszem Pawlikowskim zagraliśmy na trzy wiolonczele i wyszło bardzo pięknie. Oczywiście Mścisław Rostropowicz ze mnie nigdy nie będzie. Ale ja uczyłem się raptem miesiąc, no, dwa. Na wiolonczeli gra Pan w sztuce Thomasa Bernharda "Siła przyzwyczajenia", zrealizowanej w Teatrze STU przez Remigiusza Brzyka. Jej akcja rozgrywa się w cyrku, ale cyrk to upiorny... - Caribaldi, którego gram, jest dyrektorem cyrku i treserem koni, ale jego marzeniem jest wielka sztuka - dąży do perfekcyjnego wykonania słynnego kwintetu smyczkowego Franciszka Schuberta "Pstrąg". I katuje morderczymi ćwiczeniami Żonglera, Błazna, Pogromcę i swoją wnuczkę, akrobatkę. Znęca się nad nimi jako cyrkowcami i jako ludźmi. Jaki jest Pań