Spektakl mógł być nieco tkliwą, ale efektownie opowiedzianą surrealistyczną historią o samotności - o "To pewnie wina krajobrazu" w reż. Justyny Wasilewskiej pisze Anna Diduch z Nowej Siły Krytycznej
Spektakl "To pewnie wina krajobrazu" jest dowodem na potwierdzenie tezy, że w teatrze próby reżyserskie aktorów, szczególnie bez wcześniejszego przygotowania albo wrodzonych zdolności, kończą się źle. "To pewnie wina braku doświadczenia" - chciałoby się rzecz, podsumowując efekty teatralnego projektu Justyny Wasilewskiej. Ta młoda aktorka, znana m.in. z ostatniego spektaklu Krzysztofa Garbaczewskiego "Życie seksualne dzikich", postanowiła spróbować swoich sił jako reżyserka. W wypowiedzi dla Rzeczpospolitej on-line przyznała, że nie jest pewna, czy sprawdzi się w nowej funkcji. Te obawy okazały się do pewnego stopnia słuszne, bo jej przedstawienie nie jest ani dobre, ani ciekawe. Z drugiej strony nie można całkowicie dyskredytować tego przedsięwzięcia, bo widać w nim kilka ciekawych pomysłów, przede wszystkim scenograficznych. Na tytułowy krajobraz, rozumiany jako przestrzeń, w której rozgrywa się akcja spektaklu, składa się sterta zasuszonych