"...coś jeszcze musiało być" na podstawie opowiadań Hanny Krall w reż. Izabelli Cywińskiej w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Ten spektakl wpisuje się w jeden z głównych nurtów tradycji Teatru Żydowskiego jako strażnika pamięci. Izabella Cywińska za pośrednictwem opowiadań Hanny Krall wraca do czasu Holokaustu. Buduje z nich przedstawienie skupione wokół "winy niezarzucalnej", a więc takiej, której nie sposób pod względem prawnym dowieść, jednak moralnie odczuwalnej. To ciąg obrazów - przypowieści, od czasów przedwojennych do dziś, tworzonych niemal na oczach widzów na prawie pustej scenie, gdzie zaledwie kilkoro drzwi, krzesła, tapczanik, ławka i stary zegar skryty początkowo za czarną kotarą sygnalizują poszczególne etapy drążenia tematu. O ile scenografia i muzyka sprostały temu zadaniu, o tyle z dramaturgią bywało gorzej. Nie wszystkie epizody się zazębiały, kulały rytm i aktorskie wykonanie. Najwyraźniej znakomita reżyserka chciała powiedzieć za dużo, o czym świadczy choćby dopisane najwyraźniej w ostatniej chwili zakończenie, które nawiązywało do obrzy