- Nasz wybór wynikał z konieczności: mężczyźni, z którymi chcieliśmy pracować, mieli przeszłość, z którą musieliśmy się liczyć, przeszłość pełną występków, win, przestępstw, zbrodni i zerwanych relacji. Dlatego musieliśmy skonfrontować ją z równie potężną historią zmierzającą w przeciwnym kierunku - mówią Paolo i Vittorio Taviani o swoim filmie "Cezar musi umrzeć".
Czy możecie opowiedzieć nam historię tego projektu? - Wszystko stało się przez przypadek. Nasz drogi przyjaciel, Gavino Ledda, bohater "We władzy ojca", opowiedział nam o pewnym spektaklu teatralnym, na którym autentycznie płakał. Dzięki tej rozmowie telefonicznej nawiązaliśmy kontakt ze światem, który znaliśmy dotąd tylko z amerykańskich filmów, choć Rebibbia, więzienie na obrzeżach Rzymu, jest zupełnie inne od tych, które zdarzyło nam się widzieć na ekranie. Podczas naszej pierwszej wizyty ponura atmosfera życia za kratkami ustąpiła miejsca energii i szałowi kulturalnego, poetyckiego wydarzenia: więźniowie recytowali niektóre pieśni z "Piekła" Dantego. Potem okazało się, że byli to więźniowie z oddziału o zaostrzonym rygorze, głównie powiązani z różnego rodzaju działalnością mafijną - skazani w większości przypadków na dożywocie. Ich wspaniała instynktowna gra była napędzana przez dramatyczną chęć powiedzenia prawdy. Spekt