z Bartoszem Szydłowskim rozmawiają Magdalena Jaroszewicz i Grzegorz Stępniak
Oglądając "Krwawe wesele" można odnieść wrażenie, że wszystkiego jest tam za dużo, za dużo emocji, namiętności, teatralnych znaków, a przede wszystkim sentymentalizmu. Czy - Twoim zdaniem - współczesny teatr może mówić o miłości w taki sposób? Bartosz Szydłowski: Każdy odbiera spektakl indywidualnie, dla jednych będzie on kiczowaty, dla innych - wysmakowany. Wy mówicie, że wszystkiego za dużo, inni uważają, że posługujemy się skromnymi środkami. Spektakl nie może być odbierany poza kontekstem miejsca, gdzie powstał i dla kogo powstał. Warto odkurzyć kilka pojęć wrzuconych do lamusa, które przypominają, że artyście bliżej w linii prostej do kuglarza i komedianta niż proroka, przyspieszającego apokalipsę lub zbawiającego maluczkich. Może wtedy dyskusja wokół teatru będzie bardziej wiarygodna, a nie zamknięta w alchemicznej kolbie. Wracając do sentymentalizmu - stoi na przeciwnym biegunie do popowej tandety. I ja go rzeczywiśc