- W mojej interpretacji dramatu Nicka Payne'a rzecz dzieje się po śmierci Marianne, a widz konfrontuje się z przestrzenią wewnętrzną - Natalia Sołtysik przed premierą "Konstelacji" w tarnowskim Teatrze im. Solskiego.
Monika Bolek, Ilona Sarnecka: Dlaczego "Konstelacje"? Natalia Sołtysik: Gdy tylko przeczytałam tekst zakochałam się w nim. Ujęła mnie jego forma i dyscyplina. Struktura złożona z kilkudziesięciu dynamicznych wariacji na temat możliwych sytuacji między kobietą a mężczyzną. Podekscytował mnie też wymóg wymyślenia i narzucenia określonej konwencji dla opowiedzenia jednej, naczelnej historii. To duże wyzwanie dla reżysera i aktorów. Jakie zatem problemy, tematy porusza? - Dla mnie podstawowymi tematami tego tekstu są miłość i śmierć. I miłość, która - niestety - implikuje śmierć. Interesuje mnie też temat nieobecności ukochanej osoby. To puste miejsce, które pozostaje po kimś. Jak sobie z tym poradzić? Wierzę, że w jakimś sensie każda miłość jest wieczna. A nasze poprzednie ważne związki, ludzie z którym byliśmy, cały czas gdzieś w nas żyją. Bo pewne relacje nie przemijają. Jeśli kiedykolwiek budowaliśmy z kimś intensywny,