- Sam pomysł odgrywania czegoś wydaje mi się bardzo nie na miejscu. Wszyscy wokół grają jakieś role w życiu codziennym, coraz mniej w nas autentycznych odruchów - rozmowa z Ludomirem Franczakiem, twórcą spektaklu-instalacji "Życie i śmierć Janiny Węgrzynowskiej", którego premiera odbędzie się dzisiaj o godz. 20 w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego.
Kamila Paprocka: Skąd pomysł, by sięgnąć dzisiaj do historii Janiny Węgrzynowskiej? Dlaczego akurat teraz wyciągasz ją z niepamięci? Ludomir Franczak: Ponieważ teraz, czy może niedawno, się o niej dowiedziałem. Nie znałem Węgrzynowskiej wcześniej, nic nie wiedziałem o jej życiu, pracach, a jednocześnie jakoś mi one mignęły. Choćby plansze graficzne z telewizji. Doskonale pamiętam, że kiedy w dzieciństwie oglądałem program Szymona Kobylińskiego, chciałem wtedy umieć rysować tak jak on. Nie, żebym na nie jakoś czekał, ale jak już się załapywałem na plansze poprzedzające program, to czułem chęć pozostania przy telewizorze. No i właśnie te plansze zrobiła Janina Węgrzynowska, jak zresztą wiele innych, które gdzieś tam przewinęły się w świadomości wielu Polaków. Podobnie jest z projektami dla Polskiego Lnu i Cepelii, czy - teraz już mniej popularnymi - kolażami z Argumentów. Wielu z nas załapało się na te doświadczenia wizualn